Maria Olkisz: polska śpiewaczka operowa, mezzosopran, solistka Teatru Wielkiego – Opery Narodowej w Warszawie, doktor wokalistyki, pedagog muzyczny
NOWOŚĆ GRUDNIOWA
„ZŁOTE LATA TEATRU WIELKIEGO – OPERY NARODOWEJ. WSPOMNIENIA” MARII OLKISZ JUŻ W DOSTĘPNE W SKLEPIE PEŁNYM MOCY I WSZYSTKICH DOBRYCH KSIĘGARNIACH
„Widz oglądający wszystko, co dzieje się na scenie, słuchający muzyki Czajkowskiego i pięknych głosów, mógł chociaż przez krótki czas uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę”.
Opera choć obecnie nie jest tak popularną rozrywką jak kino, jednak nadal ma swoich wiernych wielbicieli. Pierwsze opery wystawiano w Polsce już za czasów Zygmunta III Wazy. Nawet czasy rozbiorów Polski nie zatrzymały jej działalności. Józef Elsner pisał opery nawiązujące do polskiej muzyki ludowej i stworzył w ten sposób pierwszą na świecie formę opery narodowej. Do tej pory utwory operowe stanowią jeden z elementów kultury.
Słynna solistka operowa, mezzosopranistka Maria Olkisz w książce „Złote lata Teatru Wielkiego – Opery Narodowej. Wspomnienia” zebrała zapisy lat z pracy w Teatrze Wielkim w Warszawie, starając się skrupulatnie notować każdą obsadę, reżysera czy chór. W swoich zapisach przypomina o sukcesach na scenie, podróżach zespołu po świecie oraz szerokiej publiczności, która dzięki występom Teatru Wielkiego pokochała operę. Okres wspominany przez Marię Olkisz był nazywany złotymi latami Teatru Wielkiego.
Autorka swoje wspomnienia ilustruje fotografiami scenicznymi między innymi Juliusza Multarzyńskiego czy Jacka Gilunia, którzy w tamtym okresie byli najbliżej gorących wydarzeń Opery Narodowej.
Maria Olkisz to wybitna mezzosopranistka polska. Doskonale wykształcona muzycznie i wokalnie u znakomitych mistrzów polskich i włoskich, wyróżniona w Accademia Musicale Chigiana w Sienie Diploma d’Onore to śpiewaczka uniwersalna. Znakomita w rolach dramatycznych takich jak Azucena w Trubadurze, Amneris w Aidzie czy Carmen, jednocześnie brawurowo wykonująca role koloraturowe epoki bel canto, choćby Romea w operze Capuletich i Montecchich.
Waldemar Pawłowski, absolwent Ady Sari, recenzent festiwali operowych w Arena di Verona
Każda historia ma swój początek…
Pamiętam, że przesłuchanie było w trzynastym dniu marca i tej daty też się obawiałam. Po wykonaniu obu arii zeszłam ze sceny oszołomiona, gdy wtem z tego stanu wyprowadził mnie człowiek niskiego wzrostu. Jak się później dowiedziałam, był to kierownik statystów i wprost fanatyczny wielbiciel opery, Bolesław Osik. Całując mnie w rękę, powiedział: „nie bój się, mała, przyjmą cię, bo ja już cię przyjąłem”.
We wspomnieniach nie brakuje historii okraszonych humorem.
Kiedy zbliżał się finał I aktu i bardzo trudny ansambl, zeszłam ze sceny w kulisę za wcześnie z całkowitym przeświadczeniem, że muszę się błyskawicznie przebrać. I rzuciłam się na panią Marysię, by mi pomogła. Ona biedna nie chciała tego robić, mówiąc, że to jeszcze nie ten moment, ale ja zaczęłam się już rozbierać.
Kiedy nałożyłam na siebie przód nowego kostiumu, usłyszałam już z orkiestry moją muzykę, którą powinnam już śpiewać, a w scenach ansamblowych takie odezwania są bardzo ważne. Wyrwałam się pani garderobianej, żeby zaśpiewać swój fragment z całkowicie gołymi plecami i tym, co poniżej. Niezasznurowany gorset ukazywał goliznę. Na ten widok śpiewający partie Lindora Paulos Raptis zamiast zaśpiewać swoją kwestię, tylko ją zabulgotał, gdyż nie był w stanie opanować śmiechu. To samo stało się ze śpiewającą Elwirę Urszulą Trawińską-Moroz. Ja sama ratowałam się, by publiczność niczego nie zobaczyła: wszystkie odezwania głosem i ewentualne gesty wykonywałam, poruszając się jedynie en face do publiczności. Broń Boże jakiegoś obrotu, po prostu od jednej kulisy do drugiej, jakbym tańczyła krakowiaka.
W „Złotych latach Teatru Wielkiego – Opery Narodowej. Wspomnieniach” Marii Olkisz” są też ciekawe historie miłosne!
Jesteśmy zatem w Turcji na VI Międzynarodowym Festiwalu Operowym w Stambule. Jest wspaniała pogoda, bardzo ciepło, mieszkamy w świetnym hotelu na plaży opodal największego miasta w Turcji.[…]
Wyjeżdżamy z miasta w bardzo dobrych nastrojach. Spektakle odbyły się wręcz wzorowo, bez uchybień, publiczność nagradzała je burzliwymi brawami. Janek Czekay wytrzymał z sukcesem ciężką sytuację występowania codziennie w krańcowo różnym repertuarze. Wszyscy zrobili potrzebne zakupy na największym bazarze świata. Spakowani, niektórzy z ogromnymi bagażami. Bo trzeba przypomnieć, że jest to rok 1978 i w Polsce zaczynają się problemy z zakupami w sklepach. Brakuje podstawowych rzeczy. Zajmujemy miejsca w autokarach, które mają nas zawieźć na lotnisko. Wszystkie już zapełnione, ale nie odjeżdżamy. Czas mija i zaczynamy się denerwować, z jakiej przyczyny stoimy na przyhotelowym parkingu, zamiast jechać na lotnisko.
Dyrektor techniczny Jerzy Bojar odpowiedzialny na wyjeździe teatru za wszystko poza sprawami muzycznymi już był zorientowany w sprawie i poprosił kilka osób z chóru o pomoc. Otóż jedna z koleżanek zakochała się w miejscowym Turku tak bardzo, że nie chciała opuścić hotelu i wracać do Polski. Ale dyrektor Bojar wraz z koleżankami zakochanej użyli „łagodnej perswazji” i wraz z bagażem zainstalowali ją w autokarze. Ruszyliśmy w kierunku lotniska, skąd mogliśmy wracać do Polski.
Wszystkich melomanów i stałych bywalców scen operowych zapraszamy do sięgnięcia po wspomnienia Marii Olkisz
PATRONI
Projekt dofinansowany ze środków Związku Artystów Scen Polskich ZASP – Stowarzyszenie